poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Przeznaczenie [3]






  Kiedy uniosłem leniwie zaspane powieki, mieszkanie było całkowicie puste, choć unosił się w nim jeszcze aromat świeżo parzonej kawy. Potrzebowałem krótkiej chwili, aby dojść do siebie i pozwolić wspomnieniom wrócić na swoje miejsce, dlatego schowałem twarz w dłoniach, zwracając spojrzenie w stronę okna. Zdziwiłem się uświadomiwszy sobie, że na zewnątrz wciąż panuje jeszcze półmrok, a mimo to nie udało mi się zobaczyć już z żadnym z domowników. Naprawdę byłem pełen podziwu dla tych ludzi. Nie wiedziałem skąd mieli w sobie tyle siły, aby żyć w ten sposób, ledwie wiążąc koniec z końcem.
    Wstałem, udając się prosto w stronę łazienki. Tego, że nie będę w stanie odwdzięczyć się Amandzie i Billowi byłem świadom już od samego początku, ale mimo to miałem ogromną potrzebę wynagrodzenia im jakoś problemu, który im stworzyłem. Nadal czułem się słabo, każdy ruch sprawiał mi ogromny ból, jednak nie stanowiło to w tym momencie dla mnie żadnej przeszkody. Nie miałem pojęcia ile dane mi będzie zostać w tym miejscu, jednak chciałem pomieszkać tu przynajmniej do powrotu Andreasa. Nie uśmiechało mi się spanie na dworcach, a o pogodzeniu się z ojcem nie było mowy - wiedziałem, że obaj potrzebujemy trochę czasu, aby przetrawić to, co się stało. Dlatego właśnie chciałem okazać się pożyteczny i zrobić coś, co ułatwiłoby nam wszystkim życie.
   Po szybkim prysznicu i narzuceniu na siebie pierwszych lepszych dresów i bluzy, wziąłem ostatnie pieniądze, które mi pozostały, uprzednio sprawdzając zawartość lodówki. Nie zdziwiły mnie wcale pustki, które w niej zastałem, dlatego bez zastanowienia udałem się do małego sklepu w okolicy, kupując w nim zapasy na najbliższe kilka dni, składniki potrzebne do obiadu, który zamierzałem za chwilę zrobić i dwie paczki najtańszych papierosów. Takim właśnie sposobem zostałem bez grosza przy duszy.
   Do mieszkania wracałem jednak z szerokim uśmiechem na ustach i poczuciem, że w końcu jestem potrzebny komuś, na kim w jakiś sposób mi zależy, bo tak naprawdę od razu poczułem jakąś dziwną więź, która między nami powstała. A konkretniej między mną a Billem.
   Ten człowiek był dla mnie zagadką, a ja obiecałem sobie, że uda mi się dotrzeć do jego wnętrza i rozwikłać tajemnicę, którą w sobie nosił. To stało się dla mnie priorytetem.
Naprawdę chciałem polubić Amandę i choć okazała się dla mnie bardzo życzliwą osobą, to zwyczajnie nie potrafiłem do końca jej zaakceptować. Najnormalniej w świecie zazdrościłem tej dziewczynie. I nie mimo, że w żaden sposób nie chciałem jej skrzywdzić, to wiedziałem, że jest to jednak nieuniknione.
Wiedziałem, że się nie poddam.
Wiedziałem, że uda zbliżyć mi się do Billa i nikt nie mógł mi w tym przeszkodzić.
   Przerażały mnie jedynie kłamstwa, w które się uwikłałem już na starcie. W tym miejscu jednak nie było odwrotu - musiałem brnąc w nie dalej starając się, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw. I choć aktorem byłem doskonałym, to cholernie bałem się tego, co będzie dalej.
   Teraz jednak pozostało mi tylko udać się do kuchni i przyrządzić coś pysznego dla moich nowych znajomych. Chciałem dobrze wypaść przed resztą lokatorów, której jeszcze nie udało mi się poznać, dlatego starałem się z całych sił. Przynajmniej tyle mogłem dla nich zrobić.


*



   Przez cały dzień nie potrafiłem skupić się dosłownie na niczym. I choć na początku Amanda starała się być dla mnie wyrozumiała, to kiedy po raz kolejny zapomniałem słów granej przez nią piosenki, nie wytrzymała.
- Co się z tobą dzieje, Bill?- zapytała w końcu, łapiąc mnie mocno za ramię.
- Nic. - odpowiedziałem jej krótko. Nie chciałem mieszać się z nią w zbędne dyskusje, ponieważ wiedziałem, że mogą one doprowadzić jedynie do kłótni między nami, a była ona ostatnią rzeczą, której tego dnia potrzebowałem.
- Przecież widzę. Ostatni raz zachowywałeś się tak kiedy...
- Możesz nie zaczynać tego tematu? - przerwałem jej wyraźnie zirytowany - Zaraz wracam. Idę się przejść.
   Nie czekając na reakcję dziewczyny, odwróciłem się do niej plecami i udałem w stronę wyjścia.
Usiadłem na najbliższym murku, odpalając papierosa i przeklinając cicho pod nosem.
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, w co tak naprawdę się wpakowałem.
Ten chłopak...
Zbyt mocno przypominał mi jego
   Nie było dnia, żebym dalej o nim nie myślał i nie tęsknił mimo, że nie pozostawił na tym świecie nic, żadnej pamiątki po sobie. Wciąż mam wrażenie, że słyszę delikatny ton jego głosu, który był dla mnie ukojeniem zawsze, gdy tego potrzebowałem. Kiedy zamykam oczy wydaje mi się, że gładzi mnie po włosach, że czuję jego zapach. I choć tak naprawdę on nie żyje już od prawie trzech lat, to dalej winię się za jego śmierć. Za to, że pozwoliłem mu odejść, chociaż był jedynym człowiekiem, którego w swoim życiu szczerze kochałem.
Gdybym prowadził wtedy samochód zamiast niego, może nadal by żył.
Wyplewiłem z siebie miłość, którą go darzyłem, bo sprawiała mi ona zbyt wiele bólu. Zamknąłem w sobie tajemnicę naszego związku i nie miałem zamiaru nigdy z nikim się nią dzielić.
Nikt nie wiedział. Nawet Amanda.
I nikt nigdy nie mógł poznać prawdy.
   Mimo wszystko ten chłopak przypominał mi go pod każdym możliwym względem. Nie tylko jego uśmiech budził we mnie bolesne wspomnienia. Na widok przeszywającego spojrzenia, które często kierował w moją stronę, coś ściskało mi się w żołądku. I może nie chodziło w tym wszystkim już o samego Toma, ale emocje, które we mnie wywoływał. Emocje podobne do tych, które targały mną, gdy pierwszy raz zobaczyłem Chrisa.
   Przekląłem głośno, uderzając otwartą dłonią o najbliższą ścianę. Gra się jeszcze nie zaczęła, a ja stałem już na straconej pozycji.
Jedno było pewne - nie mogłem stracić Amandy. To ona pomogła mi po śmierci mojego - w jej mniemaniu - przyjaciela i przygarnęła mnie do siebie, pomogła, gdy zostałem z niczym. Dzięki niej miałem gdzie mieszkać i dzięki niej byłem w stanie sam się utrzymać. Być może dlatego ja nie potrafiłem wtedy zostawić Toma samego i postąpiłem identycznie, jak ona przed laty.
Wierzyła we mnie od samego początku. Była we mnie zapatrzona, wiedziałem, że nie widzi świata poza mną. Stała się dla mnie najstabilniejszym oparciem i prawdziwą przyjaciółką, dała mi tak wiele... A jedynym, czym ja mogłem jej zaoferować, byłem ja sam. Tak więc się stało.
I trwa do teraz.
   Nie mogłem jednak powiedzieć, że żałowałem tego, co się wydarzyło. Ogarnął mnie po prostu strach, który nie pozwalał mi racjonalnie myśleć. Potrzebowałem wyciszenia. Dlatego niecałe pięć minut później znalazłem się przy Amandzie, chowając twarz w jej długich włosach i składając delikatne pocałunki na jej szyi.
- Przepraszam... - wyszeptałem jedynie. Wiedziałem jednak, że tyle wystarczy, aby między nami wszystko było już dobrze.


*


  Zaczynało robić się późno, a ja nadal tkwiłem sam w tej malutkiej kuchni. Obiad był już od dawna gotowy, wystarczyło jedynie go podgrzać. Nakryłem nawet do stołu, choć i tak wszystko to wyglądało co najmniej prymitywnie - nigdzie nie mogłem znaleźć nawet obrusu.
Mimo wszystko czekałem cholernie podekscytowany.
Na myśl, że mogę odwdzięczyć się Amandzie za dobroć i bezinteresowność, którą mi okazała, czułem się lepszym człowiekiem, a wciąż dręczące mnie sumienie milkło, przynosząc chwilową ulgę.
   Gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, zerwałem się z miejsca od razu podbiegając do kuchenki. Włączyłem gaz, czekając, aż moje danie będzie gorące, by móc nałożyć je szybko na talerze.
Już po kilku chwilach ujrzałem Amandę i Billa, trzymających się za ręce i patrzących ze zdziwieniem w moją stronę.
- Przygotowałem wam coś do jedzenia - rzuciłem szybko, uśmiechając się do nich przyjaźnie. - Za chwilę będzie gotowe, siadajcie.
- Oh Tom...- szepnęła dziewczyna, wyraźnie zaskoczona. - Naprawdę nie musiałeś. Skąd miałeś na to wszystko pieniądze?
- Zabrałem ze sobą trochę oszczędności, wystarczyło, nie martw się. To i tak jest niczym w porównaniu z tym, co wy zrobiliście dla mnie.
   Czarny tkwił w bezruchu, intensywnie się we mnie wpatrując. W końcu udało zwrócić mi się na siebie jego uwagę. Punkt dla ciebie, Tom.
- Jak ty się w ogóle czujesz? -zapytała mnie blondynka, siadając przy stole. Zaraz po niej Bill zrobił to samo, jednak wciąż nie odezwał się do mnie nawet słowem.
- Lepiej, co prawda jestem jeszcze obolały, ale niedługo wszystko powinno wrócić do normy - odparłem, napełniając talerze po brzegi. - Gdzie jest reszta? Bardzo chciałbym ich poznać.
- Za chwilę powinni być, możemy w sumie na nich poczekać. - odpowiedziała wesoło, patrząc jednak w stronę Czarnego. Ten z pewnością uchwycił jej spojrzenie, gdyż odwrócił głowę w drugą stronę, wyraźnie zamyślony.
To był naprawdę dziwny człowiek.
   Nagle usłyszeliśmy głośną rozmowę, przerywaną co chwilę donośnym śmiechem, a chwilę później u progu kuchni ukazały nam się sylwetki trzech osób. Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Dotarło wtedy do mnie, jak bardzo się tym wszystkim denerwowałem.
  Najpierw zwróciłem uwagę na niską, rudowłosą dziewczynę, która cała uśmiechnięta i wyraźnie rozpromieniona posłała mi przyjazne spojrzenie.
- To jest Anne - powiedziała Amanda, wstając ze swojego miejsca. - A to Gustav i Georg, nasi współlokatorzy. Poznajcie Toma, na razie będzie z nami mieszkał.
Podszedłem do nich nieśmiało, podając rękę kolejno każdemu z nich.
- Miło mi, nazywam się Tom - przedstawiłem się, próbując zachować względny spokój.
- Nam również - odparła Anne, a Gustav posłał mi szeroki uśmiech. Tylko od Georga wyczuwałem wyraźnie bijący w moją stronę dystans.
- Tom przygotował nam obiad, siadajcie - zaśmiała się Amanda, wracając na swoje miejsce. - Jestem potwornie głodna.

    Wszystko poszło dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałem. Atmosfera  wcale nie była taka nieprzyjazna - jedynie Bill i Georg nie odezwali się do mnie przez cały wieczór. I nie przejąłbym się tym wcale gdyby nie fakt, że osoba, na której przychylności zależało mi najbardziej, zdawała się mnie nie zauważać. A przynajmniej próbowała, bo co jakiś czas udawało mi się skraść jego krótkie, ciekawe spojrzenie.
Dowiedziałem się, że Anne, Gustav i Georg pracują razem w niewielkim, okolicznym barze i że cała piątka żyje razem od ponad dwóch lat. Mieszkanie należało do Amandy, odziedziczyła je po śmierci swoich rodziców. A jako, iż oddzielnie nie daliby rady się utrzymać, zamieszkali razem, wspólnie dokładając się do czynszu, choć i tak ledwo wystarczało im na przeżycie. Ciężko było mi słuchać ich opowieści, jednak trzymałem się dzielnie, próbując nie pokazać po sobie, jak bardzo ich los jest obcy mojemu.

- Musi być ci ciężko po śmierci przyjaciela. - rzucił w moją stronę nagle Georg, uważnie mi się przyglądając. Na te słowa Czarny wyraźnie się spiął, wyczułem to mimo, że siedział po drugiej stronie stołu. - Masz szczęście, że trafiłeś na Billa i Amandę.
- Tak.. - odparłem szybko, grzebiąc widelcem w swoim pustym już talerzu. - To prawdziwe szczęście.

Wiedziałem już, że muszę uważać na tego gościa.



*



   Ignorowanie Toma było dla mnie tak cholernie trudne, że do samego końca nie wiedziałem, czy podołam temu zdaniu. Lubiłem słuchać tego, co mówił, jednak denerwowały mnie jego zbywające odpowiedzi - tak bardzo chciałem przecież dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Jednak starałem się trzymać go od siebie na dystans, dlatego sam zrezygnowałem z pytań do niego, choć miałem ich naprawdę wiele. Na sam jego widok robiło mi się gorąco i wciąż trzęsły mi się ręce, dlatego od razu po zjedzeniu posiłku położyłem je na kolana, jednocześnie chowając pod stołem. Czasem jednak nie wytrzymywałem - musiałem chociaż przez chwilę popatrzeć w jego stronę . Z lękiem orientowałem się wtedy, że on robi dokładnie to samo, a nasze spojrzenia przez chwilę się spotykały. Wtedy moje policzki oblewały rumieńce, a ja spuszczałem głowę w dół, czekając dalej na rozwój wydarzeń.
Uczucia, które zalewały moje ciało przy nim, były mi nieznane i obce od śmierci Chrisa. Przerażała mnie sama myśl o tym, że ktoś taki jak Tom mógłby kiedyś zająć jego miejsce.
Bliskość Amandy nie dawała mi nawet połowy tego, co ofiarowywał mi on samą swoją obecnością.
Wiedziałem jednak, że to wszystko jest niedorzeczne, a utrata dziewczyny byłaby jednoznaczna z moją wyprowadzką. Straciłbym wszystko, co udało mi się zdobyć przez te pieprzone dwa lata, choć i tego było tak naprawdę bardzo niewiele.
   Dopiero kiedy ze stołu zniknęły wszystkie naczynia, a Tom uparł się, że żadna pomoc w sprzątaniu nie jest mu potrzebna, poczułem chwilową ulgę. Zaszyłem się w łazience, biorąc długi prysznic, choć był on jedynie pretekstem do tego, by móc przez chwilę nie oglądać jego twarzy i uniknąć pytań ze strony Amandy. To, że się o mnie martwiła było bardziej pewne niż to, że działo się ze mną coś niedobrego.
   Kiedy wróciłem z powrotem do kuchni, zdziwiła mnie cisza panująca w mieszkaniu. Na zewnątrz od dawna już panował mrok, a przy zgaszonym świetle udało mi się dostrzec jedynie sylwetkę odwróconej w stronę okna Amandy. .
- Gdzie są wszyscy? - zapytałem, biorąc do ręki kubek z gorącą herbatą.
- Gustav chyba bardzo polubił Toma. Dostał dziś wypłatę, więc uparł się, że w taki dzień mogą pozwolić sobie na jakieś piwo... - odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc. - Ty byłeś w łazience, a ja źle się czuję i nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
- Co się dzieje? - zapytałem zmartwiony, stając za nią  i opierając głowę na jej ramieniu.
- Ty się jeszcze pytasz, Bill? - odwróciła się do mnie, patrząc mi w oczy. Widziałem w nich łzy. - Martwię się o ciebie, a ty od jakiegoś czasu nie potrafisz już nawet ze mną rozmawiać. Wiem, że coś się dzieje, a ty usilnie mnie od siebie odsuwasz, a ja tak cholernie cię kocham, Bill...
Przeszyły mnie dreszcze. Nienawidziłem takich chwil, nie chciałem jej okłamywać i ranić, a dobroć, którą mi okazywała raniła mnie podwójnie. Przytuliłem ją do siebie mocno.
- Skarbie, mam po prostu gorsze dni... - wyszeptałem jej do ucha - Wszystko będzie dobrze, daj mi tylko trochę czasu. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza.
Blondynka wyraźnie chciała coś powiedzieć, lecz szybko i mocno pocałowałem ją w usta.
- A teraz jesteśmy sami, tylko we dwoje, chciałbym to wykorzystać... - Zjechałem pocałunkami niżej, na jej szyję, a dłońmi błądziłem bo gorących już plecach. - Tak rzadko jesteśmy tu sami...
I wiedziałem, że będzie już moja.
  Szkoda tylko, że spać położyłem się w jeszcze gorszym humorze, bo nawet gdy byłem z Amandą tak blisko, wciąż myślałem tylko o Tomie. O jego pocałunkach, o jego dotyku, o jego zapachu. I wtedy to właśnie jego pragnąłem na jej miejscu, przez to sam siebie znienawidziłem.





*



Byłem zaskoczony propozycją moich nowych znajomych, choć tak naprawdę przyjąłem ją z chęcią. Z początku jednak myślałem, że będzie towarzyszył nam również Bill, lecz kiedy okazało się, że wychodzimy tylko we czwórkę, mój entuzjazm znacznie opadł. Mimo to nadal cieszyłem się z tego, że zostałem tak szybko zaakceptowany przez wszystkich. No prawie.
- Skąd masz te ubrania? Nie wyglądają na tanie. - zapytał mnie Georg, po raz kolejny tego dnia przyprawiając mnie o ciarki. 
- Odkupiłem je kiedyś od kolegi za pół ceny, były dla niego za duże - odpowiedziałem szybko, nie mogąc wysilić się na nic lepszego.
- Rozumiem. - Ton jego głosu nie wskazywał na to, żeby był przekonany, jednak uspokoiłem się nieco.
- To co ludzie, idziemy? - zapytała niecierpliwie Anne, wciąż uśmiechając się do każdego promiennie.
- Idziemy!



*


Miałem nadzieję, że kolejny dzień okaże się lepszy, tymczasem o siódmej rano siedziałem niespokojnie na jednym z krzeseł szpitalnego korytarza. Obok mnie stał Tom, zerkający na mnie co chwilę niepewnie, a obok niego reszta naszych znajomych. Dopiero kiedy zobaczyłem Amandę wychodzącą z jednego z gabinetów jednie z plastrem przyklejonym do czoła i ręką w gipsie, ciśnienie, które się we mnie nagromadziło, zaczęło delikatnie opadać.
- Boże, jak dobrze, że tylko tak to się skończyło. - Stwierdziłem cicho. -Zabiję skurwiela, jeśli dowiem się który ci to zrobił...
Wypadki samochodowe od śmierci Chrisa stały się dla mnie czułym punktem. Byłem więc wdzięczny losowi, że Amanda została tylko delikatnie poturbowana, a największym problemem okazała się złamana ręka.
- Już wszystko dobrze Bill, nie martw się, przepraszam, że was tu wszystkich ściągnęłam...- Wyszeptała. - Najgorsze jest to, że nie mogę na razie grac..
- To jest teraz nieważne. Jakoś sobie poradzimy. - Powiedziałem, próbując ją uspokoić.
- Nie Bill, nie damy sobie rady bez tych pieniędzy. Nie wiem co teraz będzie...
- Ja mogę cię zastąpić, jeśli nie masz nic przeciwko - Wtrącił się nagle Tom, przez to zrobiło mi się gorąco. - Kiedyś nie rozstawałem się z gitarą nawet na chwilę.
- Naprawdę, mógłbyś?! - zapiszczała uradowana blondynka, niszcząc wszystkie moje złudne nadzieje na uniknięcie Toma - To wspaniale!
- Dzisiaj poćwiczę trochę dla pewności, a od jutra możemy zaczynać, co ty na to Bill? - chłopak zwrócił się w moją stronę, a ja nie wiedziałem, czy szpitalna ściana czy ja byłem bardziej blady.

Mogłem spodziewać się wszystkiego, ale nie tego. To oznaczało tylko jedno - komplikacje.







___________



Trochę mi się zeszło z tym odcinkiem, jednak miałam sporo problemów niezależnych ode mnie i nie mogłam go dodać szybciej. Już niedługo zacznie się dziać trochę więcej, a tymczasem czekam na wasze opinie. Mam nadzieję, że w tym tygodniu jeszcze coś wyskrobię, bo od poniedziałku nowa szkoła i nie wiem jak to wszystko będzie wyglądało, ale cóż, czekam na Was niecierpliwie:)











3 komentarze:

  1. <3 uwielbiam uwielbiam uwielbiam! i obyś częściej dodawała odcinki, bo jest to naprawde świetny twc <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny odcinek. Szkoda tylko, że pojawiają się one tak rzadko.
    Widać, że Tom chce przypodobać się dla Billa, ale nie podoba mi się to, że Czarny widzi w nim swojego zmarłego chłopaka, a w dodatku rani Amandę. Naprawdę mi jej szkoda. Zwłaszcza, że wiadome jest to, jak to wszystko się skończy. A Tom przez te kłamstwa będzie mieć problemy. Z resztą, nie tylko on...
    Jestem cholernie ciekawa kolejnych części, więc pisz szybko!
    A tak poza tym: nie myślałaś o becie? Bo robisz drobne błędy (to tak na marginesie, by nie było, że za bardzo się czepiam. :P), no i bardzo podoba mi się wygląd twojego bloga!
    Weny życzę!

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  3. ogólnie staram sie ogarniac mniej wiecej błędy przed dodaniem, jednak przeważnie piszę nocami zmęczona i szybko dodaję to co już mam. jeśli udaje mi się zebrac do przeczytania całości, to robię to dopiero później i wtedy wszystko poprawiam, stąd te literówki lub inne błędy, które mogły Ci się rzucic w oczy:) ale dziękuję, że zwróciłaś na to moją uwagę, postaram się je ograniczyc w miarę możliwosci:)

    OdpowiedzUsuń