piątek, 20 czerwca 2014

Ostatni raz [1/1]



   Kochałem go. Zatracając się we własnych emocjach i lękach, wciąż bezustannie. Dniami i nocami coraz mocniej, walcząc ze wzrastającym we mnie poczuciem bezsilności i tęsknoty.
Wróci.
Obiecał.
Musi.
Tygodnie mijały pokryte uciążliwą monotonią i pustką.
A ja wciąż kochałem.
Łudząc się nadzieją, która powoli wygasała.
Zabijając mnie.
Lecz moje uczucia pozostawały niezmienne.
Ciągle.
   W dzień radziłem sobie całkiem dobrze, zakładając na twarz maskę sztucznego uśmiechu i entuzjazmu. Maskę całkiem mylącą i wiarygodną w oczach najbliższych.
Nie chciałem dzielić się z nimi tym wszystkim, co wypalało mnie gdzieś głęboko. Usilnie wpierałem im, że brnę do przodu przepełniony optymizmem. Wiedziałem, że cierpią razem ze mną i choć nie chcą się do tego przyznać, to są doskonale świadomi stanu, w którym utkwiłem. Trudnej prawdy o mnie.
Czułem jednak ich wsparcie. Tylko ono trzymało mnie przy życiu.
   Noce wyglądały całkiem inaczej. Miałem wrażenie, że jestem zupełnie nagi – lęki i toksyczne myśli wychodziły ze mnie jak demony, biorąc górę nad rozsądkiem. Mój własny rachunek sumienia.
Najgorsza była jednak niewiedza. Nie miałem nawet pojęcia, czy żyje.
Mimo wszystko wciąż czekałem.
   Trzy lata. Tyle dzieliło mnie od ostatniego spotkania z nim. Nie żywiłem jednak do niego żadnej urazy. Dokładnie rozumiałem to, w jakiej sytuacji się znalazł.
Musiał uciekać.
Uciekać, by chronić swoje życie.
  Do tej pory wściekałem się na samą myśl o tym, że pozwoliłem uwikłać mu się w te nielegalne machlojki, które ostatecznie mi go odebrały.
Nie rozumiem tylko dlaczego nie zabrał mnie ze sobą.
Tłumaczył mi, że chce mnie chronić, nie mając świadomości, że bezpieczny jestem tylko i wyłącznie przy nim.

   Ostatni raz przeczesałem swoje długie, proste włosy. Takie, jakie lubił najbardziej. 
 Co chwilę niecierpliwym wzrokiem spoglądałem na zamknięte drzwi w nadziei, że za chwilę usłyszę dźwięk przekręcanych w zamku kluczy i ujrzę jego męską sylwetkę. Nic takiego jednak się nie działo. Drżącymi dłońmi gasiłem z rezygnacją niedopalonego papierosa , by po chwili namysłu znów go odpalić. Nienawidziłem ciemności. Zwłaszcza wtedy, gdy miałem wrażenie, że pochłonie ona nie tylko cały pokój, ale także moje myśli, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej przepełnione tęsknotą i niepewnością. Mężczyzny, wokół którego nieustannie krążyły moje rozmyślania, znów nie było przy mnie.  I choć był to tylko jeden z setek wieczorów, które wyglądały tak samo, poczułem identyczne rozczarowanie jak za pierwszym razem. Jak podczas pierwszej nocy spędzonej bez niego.
Mimo wszystko zawsze wolałem być przygotowany na jego powrót. Butelka wina, którą napełniałem dwa stojące na idealnie nakrytym stole kieliszki i ja, przesiąknięty tęsknotą, ubrany w jego ulubioną kurtkę, wyczekiwaliśmy go z nadzieją.
Koniec jednak zawsze był ten sam– kurtka wracała z powrotem do szafy, a alkohol wypijałem w samotności. Do dna.
   Tego wieczoru jednak coś się zmieniło. Ogarnęło mnie poczucie dziwnego spokoju, które pozwoliło mi podjąć ostateczną decyzję.
      Podszedłem do okna, uchylając je delikatnie. Poczułem kojące zimno, gdy nieśmiało wysunąłem rękę na zewnątrz, a spadające krople deszczu znalazły schronienie w mojej dłoni. Usta mimowolnie uniosły się ku górze, tworząc na twarzy uśmiech. Prawdziwy, szczery, niewymuszony.
On uwielbiał burze.
Dzięki temu ja również je pokochałem.
   Przymknąłem powieki, wyobrażając sobie jego przepełnione miłością spojrzenie. Zatracałem się w nim coraz bardziej, w końcu całkowicie zostawiając gdzieś w tyle świadomość i poczucie czasu.
Mimo wszystko byłem już pewien – czas przerwać letarg, w którym się znajdowałem.
Kurtka więc została przeze mnie schowana na dno szafy jeszcze tego samego dnia, a drugi kieliszek całkowicie ‘przez przypadek’ zbity na drobne kawałeczki.
Przyzwyczaiłem się do samotności, która na stałe zagościła w moim życiu.
Bo pogodzić się z nią wciąż nie mogłem.

   Kolejne miesiące mijały tak wolno, jak poprzednie. Poddałem się już całkowicie. Zrezygnowałem jednak z kłamstw, którymi karmiłem innych do tej pory, zamknięty w czterech ścianach i odizolowany od świata zapomniałem już kim był on. Zapomniałem kim ja sam jestem.
   Na początku było trudno – najbliżsi nachodzili mnie każdego dnia. Z czasem jednak zrozumieli, że umarłem. Żyło tylko moje ciało.
Tak minął czwarty rok.

   Kiedy drzwi mojego mieszkania się otworzyły, nawet nie zareagowałem. Dalej siedziałem w tej samej pozycji, patrząc tępo w wyłączony telewizor. Dopiero kiedy poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu, odwróciłem się gwałtownie.
I wtedy narodziłem się na nowo.
   Przez kilka chwil wypatrywałem się w niego niczego nie rozumiejąc. Mój umysł już dawno wyparł ze świadomości to, że on w ogóle istnieje. Jednak kiedy wyszeptał cicho moje imię, wszystko wróciło. Wróciła miłość, która mnie zabiła, wróciła tęsknota i wróciło pragnienie jego słów, jego myśli, jego ciała. Wróciłem ja.
   Nie zmienił się pod żadnym względem. Dalej był tak samo idealny jak wcześniej. Może tylko jego spojrzenie stało się bardziej czułe, chciwe mnie i wszystkiego co ze mną związane. Widziałem to nawet w tej przeszywającej na wskroś ciemności.
   Nie myślałem. Wstałem, zatapiając palce w jego dredach i zachłannie łącząc nasze wargi. On zrobił to samo, składając na moich ustach najpiękniejszy pocałunek, jaki kiedykolwiek mi ofiarował.
Mój Tom..
   Poczułem jego ręce na swoich plecach, biodrach, pośladkach, szyi. Amok. Miliony dreszczy na moim ciele. Odrywając na chwilę od siebie nasze usta, pogładziłem go czule po policzku. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że mam go przy sobie.
   Nie wiedziałem, kiedy zdjąłem jego koszulkę, kiedy leżał pode mną. Gładziłem i całowałem każdy mięsień na jego brzuchu, słysząc co chwile ciche westchnienia. Uczyłem się jego na pamięć. Od nowa.
   Zostawiłem mokry ślad na jego torsie, skradając się znów do tych najsłodszych, najpełniejszych ust. Ciągle czułem na swoim ciele jego zwinne palce, pozbawiające mnie właśnie podkoszulka. Jęknąłem, kiedy znalazłem się pod nim, a on zaczął szeptać mi do ucha, jak bardzo za mną tęsknił, co chwilę zataczając w pobliżu kółka swoim zwinnym językiem. Czułem jego oddech, tak samo niespokojny jak mój. Kiedy składał mokre, chciwe pocałunki na mojej szyi, oszalałem. Zdrapywałem paznokciami z jego pleców całą przyjemność, którą już teraz mi dawał. Po chwili moje ręce powędrowały niżej, odpinając jego pasek od spodni i dosłownie zdzierając z niego ubranie. On zrobił to samo. Zacisnął ręce na moich pośladkach, dalej nie zaprzestając zachłannych pocałunków. Zsunąłem delikatnie dłoń, która powędrowała do jego podbrzusza i ponownie wbiłem się w jego wargi. Zamruczał, gwałtownie mnie od siebie odpychając. Nachylał się teraz przede mną, całując mój brzuch, pieszcząc językiem pępek, zniżając się coraz niżej i niżej... Zatracałem się w rozkoszy, krzyczałem jego imię, drapałem jego szyję, zostawiając na niej ślady po długich paznokciach. Wtedy byłem w niebie. Dosięgnąłem nieba.
   Mimo, że doprowadził mnie już do stanu absolutnej euforii, nie zaprzestał czynności nawet na chwilę. A kiedy nie mogłem już wytrzymać jego pieszczot, przejechał swoim zwinnym językiem po pełnych, malinowych wargach, bawiąc się swoim srebrnym kolczykiem i patrząc w moje zamglone od przyjemności oczy. Pociągnąłem go z powrotem do siebie sprawiając, że ocieraliśmy się o siebie bezustannie. Całowałem go, sprawiając mu dłonią tyle rozkoszy, na ile tylko było mnie stać. Nagryzałem obojczyki, sutki, gładziłem ramiona, szyję, twarz, chciałem go już, chciałem go w sobie.
   On, jakby czytając mi w myślach, położył mnie delikatnie pod sobą. Jeszcze raz przejechał językiem po całej długości mojego ciała, zostawiając na nim mokry ślad. Zawisł nad moją twarzą, wpatrując się przenikliwie w moje oczy. Tak…przepraszająco?
   Poczułem w sobie jego palce i sam nie wiedziałem, kiedy głośny jęk wydobył się z mojego darła.
Fala rozkoszy.
Jego nierównomierny, szybki oddech na moich ustach.
Krople potu na naszych plecach.
Namiętność unosząca się w powietrzu.
No już Tom, chcę Cię…
I jak na zawołanie – już po chwili był we mnie, łącząc mocno i stanowczo nasze ciała, doprowadzając do szaleństwa mnie i moje zmysły, zagryzając delikatnie płatek mojego ucha, jęcząc cicho moje imię.
Znów był tylko mój.
   Nie wiem ile to trwało. Dławiąc się we własnej przyjemności straciłem poczucie czasu. Opadł na mnie zmęczony, nie odrywając jednak ust od mojego ciała.
A ja poczułem się najbardziej spełnionym i spokojnym człowiekiem na świecie.
Więcej mi nie było trzeba. Szczęście, które mnie ogarniało, poczucie bezpieczeństwa, świadomość jego bliskości stała się dla mnie ukojeniem. Nie mogłem uwierzyć, że po tylu latach jest mi dane go dotknąć, być przy nim w najpiękniejszy możliwy sposób. Nie bałem się już, że mogę go stracić. Nie myślałem o niczym. Jak za starych czasów, kiedy nic poza mną nie miało dla niego znaczenia.
-Billy…-szepnął cicho, wywołując na mojej twarzy uśmiech. Pierwszy od czterech, długich lat. – Przepraszam Cię…
- Po prostu nigdy więcej mnie nie opuszczaj. – odwróciłem głowę w jego stronę, chcąc nasycić się jego widokiem jeszcze bardziej.
- Za to właśnie Cię przepraszam Bill. Dzisiaj widzimy się po raz ostatni.

   Uderzenie. Najmocniejsze, jakie w życiu dostałem. Prosto w serce i tak poranione jego nieobecnością i niewyobrażalną tęsknotą.
Wstałem, posyłając mu pytające spojrzenie. Jeszcze nigdy nie odczuwałem takiego strachu.
   Odwrócił wzrok w przeciwnym kierunku. Minęła dłuższa chwila, zanim w pokoju rozbrzmiał jego głos.
- Wiem, jak to zabrzmi Bill, ale….Ja już mam rodzinę. Dwóch wspaniałych synów i żonę. Nie mogę ich zostawić. Nie teraz.

Ból, cholernie uporczywy ból.

-Kiedy cię opuściłem, nie mogłem sobie z tym poradzić. Ona… Natknąłem się na nią przypadkiem. Nie wiem, jak to się stało, że pozostała w moim życiu na dłużej, ale... już tam jest i nie potrafię się jej pozbyć.  Nigdy, przenigdy jednak nie przestałem cię kochać.   

   To był obłęd. Rzuciłem się na niego z pięściami, nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem. Poddał się moim ciosom od razu. Kiedy łzy zaczęły wypływać spod moich powiek, zamknął oczy.

-Patrz, sukinsynu, patrz do czego doprowadziłeś! Nie jesteś nawet w stanie sobie wyobrazić tego, co przechodziłem przez te cholerne cztery lata! Spadłem na dno, odizolowałem się od świata, kochałem cię, czekałem na ciebie każdego dnia, bojąc się o twoje życie, a ty… Ty zabawiałeś się z jakąś panienką, kiedy ja umierałem w samotności, kiedy zatracałem się w miłości do ciebie! Po co, dlaczego tu wróciłeś?! Jesteś pieprzonym egoistą, śmieciem, brzydzę się tobą! – Złapał moje ręce i uwięził je w żelaznym uścisku. – Nienawidzę cię, Tom, z całego serca cię nienawidzę.

- Nie mogłem wytrzymać, musiałem cię zobaczyć. Nie było dnia, żebym o tobie nie myślał, nie tęsknił, nie martwił się. Do tej pory nie mogę pogodzić się z twoją stratą. Musiałeś poznać prawdę, zasługujesz na to tak, jak ja zasługuję na twoją nienawiść. – Ton jego głosu był tak przeraźliwie rozpaczliwy, że nie mogłem cofnąć się od niego nawet o krok.– Przepraszam cię za wszystko. Dla twojego dobra, ostatni raz w życiu.

I pocałował mnie.
A potem …odszedł. Zostawiając mnie samego w otchłani cierpienia i bólu.
Bólu, który po raz drugi doprowadził do mojej śmierci.
Tym razem tej ostatecznej i prawdziwej.





02.08 - zmieniłam dziś parę rzeczy w tej jednoczęściówce, bo po przeczytaniu jej kilka zdań mocno mnie 'gryzło'. szykuję już coś nowego. będzie mi miło, jeśli zostawicie coś po sobie, bo nie wiem co powinnam zmienić w swoim pisaniu, w którą stronę iść i czy to w ogóle ma sens:) pozdrawiam cieplutko

1 komentarz:

  1. Cieszę się, że dodałaś link na grupie FFTH. To było... Naprawdę cudowne. Rozpacz, ból i wszystko, co opisałaś, a co siedziało w Billu, było tak realne, że potrafiłam to poczuć... Poczuć, co czuł właśnie Bill, a nie zdarza mi się to często. Spodziewałam się tego, że Tom mógł porzucić Billa dla kogoś innego, jednak nie spodziewałam się, że będzie potrafił tak zranić kogoś, kogo niby kochał... To smutne... I szkoda, że nie ma tu nic więcej. Mam nadzieję, że będziesz dalej pisać i niedługo pojawi się tutaj coś nowego.
    Poza tym, jeśli masz chęć, to zapraszam do siebie i Czaki: http://without-you-i-disappear.blogspot.com/
    Jest to dość nietypowe opowiadanie (chyba mogę tak powiedzieć... :P), bo można przy nim też się nieźle pośmiać. :D Ale jest to twincest, także zapraszam. Może się spodoba. :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń