poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Ból miłości [1/1]


Właśnie poczułam chwilowy przypływ weny, stąd ta krótka jednoczęściówka... Od razu mówię, że jest ona trochę inna, przyjemniej ja pierwszy raz zmierzyłam się z tą formą pisania. Ale coś takiego właśnie we mnie siedziało i nie mogłam tego zignorować. Mimo wszystko zapraszam do lektury i zostawienia po sobie znaku w komentarzach:)
___________________________________________




 Stoisz przed nim, czując jego niespokojny oddech. Wdychasz do płuc jego zapach, który działa na ciebie lepiej niż nikotyna - hipnotyzuje cię w każdym znaczeniu tego słowa. Masz wrażenie, że popadasz w obłęd, obłęd jego ciała, bliskości i miłości, którą chcesz mu ofiarować. Jest dla ciebie wszystkim, bez zastanowienia oddałbyś za niego życie,  poświęciłbyś wszystkie skarby świata, by móc codziennie oglądać uśmiech na jego idealnej twarzy, po chwili uświadamiając sobie, że to właśnie on jest twoim szczęściem i jedynym bogactwem, które posiadasz.
Podchodzisz bliżej.
Masz wrażenie, że wasze wargi łączą się już w czułym pocałunku, jednak nie chcesz psuć tej magii unoszącej się w powietrzu. Pragniesz, by ta chwila trwała wiecznie, by była nieśmiertelna, by na zawsze zapisała się w zakamarkach twojej pamięci.
Zamykasz oczy.
Chcesz czuć już jego bliskość, chcesz mieć świadomość, że kocha cię równie mocno, że już zawsze będzie blisko ciebie i zrobi wszystko, by móc tylko trwać przy tobie.
Po chwili jednak irytujesz się, wściekłość przejmuje kontrolę nad twoim ciałem, a ty wyobrażasz sobie, jak jego wargi całuje ktoś inny, obcy, ktoś, kto nie jest tobą. Widzisz, jak oddaje się mu, pozwalając dotykać swoje delikatne ciało, składając w ofierze pełną miłości duszę. To tylko twoje urojenie, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, jednak nie dopuszczasz tego do świadomości. Karmisz się obrazem, który przez przypadek pojawił się w twojej głowie, który zmienia cię i niszczy łączące was uczucie. Po raz kolejny.
  Łapiesz go mocno za włosy, brutalnie przyciągając do siebie. Znów możesz ujrzeć przerażenie w jego oczach, jednak przejmiesz się tym dopiero wtedy, kiedy zrozumiesz swój błąd, kiedy będzie już za późno. Nie chcesz się nim dzielić z nikim innym, pragniesz, by był tylko twój, by o tym wiedział i nie próbował sprzeciwić się twojej woli.
   Nie zwracasz uwagi na łzy, które powoli zaczynają wydostawać się spod jego powiek. Uważasz, że w pełni na nie zasłużył, bo nie jest ci wierny mimo tego, że nigdy nie pragnął nikogo oprócz ciebie. Nie wiesz, że jego miłość jest jeszcze silniejsza, że nawet twoja chora obsesja nie jest w stanie go do ciebie zrazić. Nie masz pojęcia, że już dawno pogodził się z tym, że jego ukochany Tom czasem zamienia się w bestię, która sprawia mu najgorszy ból, jakiego może doznać człowiek. Ból miłości.
   Popychasz go na ścianę wiedząc, że dotkliwie go ranisz. Jest przecież taki  kruchy i delikatny... W końcu zawsze dbasz oto, by nie stała mu się krzywda, by był bezpieczny. Nie dociera jednak do ciebie to, że to właśnie ty zagrażasz jemu najbardziej.
  W końcu wbijasz się łapczywie w jego usta, gryziesz jego wargi, pieścisz podniebienie, a wszystko to robisz w takim szale, że nie masz pojęcia, że cierpi tylko przez ciebie. Uderzasz ręką w miejsce obok jego głowy, uniemożliwiając mu tym samym opcję
ucieczki, a swoim umięśnionym ciałem przypierasz do jego wątłej, słabej sylwetki. Wkładasz mu rękę w spodnie, zaciskając ją mocno na jego kroczu. Słyszysz głuchy jęk, czujesz się panem, czujesz się władcą, czujesz się wygrany. Nie domyślasz się jednak, że wcale nie jest to jęk rozkoszy.
   Nie masz czasu na delikatność. Chcesz przecież pokazać mu, że liczysz się tylko ty,  pragniesz dać mu nauczkę, by nigdy nie ważył się spojrzeć na nikogo innego. 
Popychasz go na podłogę.
Siłą zrywasz z niego ubrania, a on nawet nie próbuje z tobą walczyć. Patrzy tylko na ciebie smutnymi oczyma z nadzieją, że obudzisz się z tego letargu, że odzyskasz świadomość, zaczniesz płakać, przepraszać go i znów będziesz dla niego ostoją i ukojeniem. Nic takiego jednak się nie dzieje.
Odwracasz go do siebie tyłem, wymierzając mu siarczysty policzek. Śmiejesz się z jego łez.
- Masz za swoje, ty mała dziwko...- szepczesz jedynie, ciągnąc go za włosy i wchodząc w niego jak najmocniej potrafisz.
Ofiarujesz mu kilka minut potwornego bólu, z którego już nawet ty nie będziesz w stanie go wyleczyć. Nigdy.
Nie masz pojęcia, co dzieje się teraz w jego głowie, nie wyobrażasz sobie jak wielka jest skala jego cierpienia.
Dochodzisz w nim.
Każesz mu wstać i popychasz go z powtorem na ścianę.
Opiera głowę na twoim ramieniu, a ty czujesz, jak jego łzy powoli opatulają twoje spocone, gorące ciało.
I wtedy do twoich nozdrzy znów dociera jego zapach. Znów czujesz jego oddech, który uspokaja cię, który koi wszystkie twoje zmysły.
Budzisz się z amoku, odzyskujesz świadomośc i w jednej chwili dociera do ciebie to, co zrobiłeś.
Rozumiesz, że jest już za późno.
Padasz przed nim na kolana krzycząc, błagając o wybaczenie, całujesz każdy skrawek jego zranionego ciała, który jest w twoim pobliżu. Nienawidzisz siebie.
Nie mogąc dalej patrzeć mu w oczy, zostawiasz go samego, zamykając się w swoim ciemnym, pustym pokoju.
Płaczesz.
Nie możesz zasnąć przez całą noc, przed oczami ciągle pojawia ci się jego sina od twojego uderzenia twarz i pełne miłości spojrzenie, które mimo wszystko skierowane było w twoją stronę.
Przysięgasz sobie, że już nigdy się do niego nie zbliżysz, że nie zrobisz mu krzywdy, że musisz nauczyć się zyć z dala od niego. Znów musisz go chronić, lecz tym razem przed samym sobą.
I wtedy pojawia się on.
Nie może wytrzymać twojej nieobecności, twojego poczucia winy.
Po raz kolejny czujesz jego zapach, niespokojny oddech.
Po raz kolejny czujesz, że go kochasz.
I po raz kolejny go ranisz.
Bezustannie.


3 komentarze:

  1. naprawdę dobry one shot, każdy element dopracowany perfekcyjnie, jestem pod wrażeniem twoich umiejętności pisarskich :) oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty mała bezdpruderyjna istoto!
    Szkoda, że to tylko one-shot, bo wyszedł ci genialnie! Pięknie opisałaś całą tą ambiwalencję uczuć. W ogóle ta relacja jest ciekawa, coś w stylu syndromu sztokholmskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite. Świetnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń