poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Przeznaczenie - PROLOG [1]




  Nigdy nie byłem człowiekiem, który żałował popełnionych przez siebie błędów. Sądziłem, że każdy z nich czegoś mnie uczył, czynił mądrzejszym i odpowiedzialniejszym.
Jednak prawda wciąż okazywała się zupełnie inna - brutalna, niszcząca moje dotychczasowe przekonania i wymówki, którymi sam przed sobą się usprawiedliwiałem. Nadal byłem tylko nieodpowiedzialnym szczeniakiem, zapatrzonym jedynie w siebie i w swoje potrzeby.
   Teraz, stojąc w mokrej od deszczu bluzie, mając ze sobą jedynie paczkę papierosów, ostatnie oszczędności i najpotrzebniejsze rzeczy spakowane w podróżnej torbie zrozumiałem, że od tej chwili muszę radzić sobie sam, bez pomocy ojca i jego pieniędzy. Na myśl, że mógłbym teraz spokojnie leżeć w moim ciepłym łóżku, popijając ulubione drinki, zawładnęła mną ogromna wściekłość i  irytacja. Irytacja skierowana do samego siebie.  To był pierwszy raz, kiedy naprawdę żałowałem tego, co zrobiłem.
   Spowodował to jednak włącznie mój egoizm, a nie wyrzuty sumienia czy skrucha. Nakazywał mi on bezzwłocznie schować dumę do kieszeni, paść na kolana i  błagać ojca o wybaczenie. Nie wyobrażałem sobie swojego dalszego życia bez mieszkania, pracy, studiów, corocznych wakacji i comiesięcznej wypłaty, której mógłby mi pozazdrościć niejeden wyszkolony w swoim fachu inżynier.
   Długo walczyłem ze sobą, zanim wyciągnąłem z kieszeni szerokich spodni telefon i zdecydowałem się zadzwonić pod numer naszej rodzinnej firmy. Po trzech sygnałach, które ciągnęły się dla mnie w nieskończoność, wreszcie usłyszałem zachrypnięty głos mojego ojca. Głośno przełknąłem ślinę.
- Jörg Kaulitz, słucham.
  W tej sekundzie resztki odwagi, które kierowały mną do tej pory nagle wyparowały. A razem z nimi nadzieja, że mam jeszcze wpływ na to, co czeka mnie w najbliższej przyszłości. Ręce mi się trzęsły, a ciałem targały nieprzyjemne dreszcze. I nie przyszło mi wtedy na myśl, że ich powodem może być zwyczajnie  zimno i coraz mocniej padający deszcz.
- To ja tato, chciałem cię przeprosić i .... - nie dane było mi dokończyć mojego spontanicznego przemówienia, bo ojciec przerwał mi nagle, a ton jego głosu zmienił barwę na jeszcze bardziej złowrogi i oziębły.
- Tom, nigdy więcej do mnie nie dzwoń, nie przychodź, nie proś o nic. Ciesz się, że tylko tak się to dla ciebie wszystko skończyło, bo uwierz, że mógłbym wyciągnąć o wiele bardziej bolesne dla ciebie konsekwencje. Przyszedł czas, żebyś zapomniał o mojej pomocy raz na zawsze i zaczął żyć samodzielnie, jak dorosły, odpowiedzialny człowiek. Jeśli dalej będziesz mnie nękał telefonami, po prostu zmienię numer. Do widzenia.
   I rozłączył się, niszcząc moją ostatnią szansę na załagodzenie sytuacji i ucieczki od kary, jaką mi zafundował.
   Nie mogłem zapanować nie tylko nad ciągle wzrastającą we mnie irytacją, ale także nieprzyzwoitymi słowami, które wydobywały się z moich ust. I choć od zawsze w stresujących sytuacjach kląłem jak szewc, to w tej chwili nawet ja czułem się zawstydzony tym, co mówiłem.
To jednak nie był koniec moich problemów.
   Gdy poczułem na swojej szyi mocny i pewny uścisk czyjejś silnej dłoni, zamarłem. Wiedziałem, że nie wróżył on niczego dobrego. Adrenalina zaczęła buzowac mi w żyłach, a przez to instynktownie starałem się uwolnić, szarpiąc się jednocześnie na wszystkie strony. Jak się jednak okazało, na próżno.
Uderzenie w brzuch, w twarz, w kolano i znów w brzuch.
Nie miałem szans uniknąć ciosów, a próba obrony z pewnością okazałaby się klęską - byłem w zbyt wielkim szoku. Kiedy upadłem na ziemię poczułem, jak z wargi cieknie mi krew. Mimo rozmazującego się w moich oczach obrazu, udało mi się dostrzec sylwetki trzech dobrze zbudowanych i wysokich mężczyzn, oddalających się szybkim krokiem z moim telefonem.
Tego było dla mnie już za wiele. Mokry, zziębnięty, pobity, praktycznie bez grosza przy duszy nie miałem dokąd pójść. Mój przyjaciel, Andreas, u którego mógłbym się zatrzymać na jakiś czas jak na złość akurat parę dni wcześniej wyjechał z kraju. Nie dość, ze miało go nie być w Niemczech ponad miesiąc, to wraz z utratą telefonu straciłem szansę na kontakt z jakąkolwiek inną osobą, która zgodziłaby mi się pomóc. 
   Usiadłem na pierwszym lepszym murku, chowając twarz w dłoniach. Zdając sobie sprawę, w jak ciężkiej sytuacji się znalazłem, zwyczajnie chciało mi się płakać.
I choć nie przyszło mi wcześniej na myśl, że konsekwencje mojego planu staną się aż tak bolesne, to jednak nie mogłem dopuścić do tego, żeby mój ojciec związał się z tą kobietą.
   Anette. To ją w tej chwili obwiniałem za wszystkie nieszczęścia, które napotkałem na swojej drodze. Nienawidziłem jej z całego serca i obiecałem sobie, że kiedyś zemszczę się za to, jak bardzo zmieniła moje życie. Mimo niewielkiej różnicy wieku między nami, patrzyła na mnie z góry od kiedy tylko sięgam pamięcią. Myślała, że jeśli udało jej się zakręcić sobie mojego ojca wokół palca, to będzie w stanie zamydlić oczy swoim sztucznym uśmiechem również mi. Nie mogłem dłużej patrzeć na jej pazerność i zdrady, o których Jörg nie miał pojęcia - od zawsze ślepo wierzył  tylko jej. Nie chciałem, żeby taka osoba zastępowała mi matkę, której nigdy nie dane mi było poznać. Nie tak wyobrażałem sobie kobietę, która miała już wkrótce stać się członkiem mojej rodziny, dlatego postanowiłem sobie, że za wszelką cenę zniszczę ich związek i otworzę ojcu oczy.
   Sytuacja stała się znacznie prostsza, kiedy Anette najzwyczajniej w świecie zaczęła mnie uwodzić. Wszystkie gesty, słowa i ruchy skierowane w moją stronę, były jednoznaczne. I choć nie interesowała mnie pod żadnym względem to wiedziałem, że nie mogę przepuścić takiej okazji. To była jedyna szansa, żeby udowodnić ojcu, że jego ukochana jest zwykłą zdzirą, która kocha nie jego, ale sumę, którą miał na koncie. Dlatego zapomniałem na chwilę o tym, że jestem gejem i przespałem się z nią zadbawszy oto, żeby Jörg nakrył nas na gorącym uczynku.
I tak się stało.
Szkoda tylko, że kilka godzin później stałem się wyrzuconym z domu, pobitym nieudacznikiem, który nie wiedział co dalej ma zrobić ze swoim życiem.
   Czułem się fatalnie, ból z brzucha promieniował na całe moje ciało, a z ust dalej sączyła się krew. Było mi coraz zimniej i wiedziałem, że nie mogę zostać tu już ani chwili dłużej. Odpalając papierosa zdecydowałem się przeliczyć pieniądze, które przy sobie miałem i wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że nie stać mnie nawet na najtańszy hotel w Berlinie.
Rozejrzałem się wokół, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia, który mógłby stać się moim ratunkiem.
Oprócz rozległego parku dostrzegłem w pobliżu jedynie dworzec metro, z którego moje spojrzenie uciekło jeszcze szybciej, niż go odnalazło. Nie wziąłem nawet pod uwagę możliwości schronienia się tam - to byłaby plama na moim honorze, uwłaczenie resztek godności, która mi pozostała. Po chwili jednak uświadomiłem sobie, że jeśli zostanę tutaj, mogę zwyczajnie nie przeżyć zbliżającej się nocy. Poczułem, jak łzy cisną mi się do oczu. Krzyknąłem głośno, podnosząc torbę z ziemi i udając się w stronę obranego celu.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak upokorzony.
   Założyłem na głowę kaptur, starając się jak najdokładniej ukryć swoją tożsamość. Nie chciałem nawet myśleć o tym co by się stało, gdyby ktoś znajomy zobaczył mnie, Toma Kaulitza, upadłego, obdartego z resztek dumy.
  Nie to jednak było moim największym problemem. Z sekundy na sekundę czułem się coraz gorzej, a ból, który odczuwałem zaostrzał się w zastraszająco szybkim tempie. Poczułem, jak z nosa zaczyna wyciekać mi krew, a zawroty głowy stają się coraz bardziej uciążliwe.
   Z trudem udało mi się dotrzeć na miejsce. Oparłem się o chłodne, brudne kafelki, powoli osuwając się na ziemię. Byłem przytomny, choć z każdą chwilą coraz mniej świadomy. Zamknąłem oczy. Do moich uszu docierały odgłosy rozmów przechodzących obojętnie obok mnie ludzi oraz jakaś nieznana mi melodia, grana przez kogoś na gitarze.
I śpiew, piękny, anielski wręcz śpiew.
Chciałem podejść bliżej, bo miałem wrażenie, że z każdą sekundą coraz słabiej go słyszę. Było mi potwornie niedobrze, jednak mimo wszystko spróbowałem przenieść cały ciężar ciała na moje nogi i wstać. Wtedy jednak zakręciło mi się w głowie, melodia całkiem umilkła, a ostatnim moim obrazem, który zapamiętałem, była burza czarnych, długich włosów.


---

Dodaję pierwszą cześć wieloczęściówki, której zarys powoli klaruje mi się w głowie. Nie będzie ona zbyt długa, jednak szkoda mi skracać ten pomysł jedynie do 5-6 części, dlatego pewnie pojawi się ich trochę więcej, choć sama na razie nie jestem w stanie powiedzieć ile. Drugą cześć postaram się opublikowac jeszcze w tym tygodniu. Postaram się, choć przez następnych pare dni będzie u mnie wyjątkowo krucho z czasem, ale sama jestem podekscytowana losami T&B w tym opowiadaniu :) zapraszam do czytania i pozostawiania po sobie opinii, są one dla mnie bardzo wazne na tym etapie.
buziaki!

3 komentarze:

  1. dla mnie mega! zaczyna się naprawdę interesująco, i ah od razu spodobał mi się twój styl pisania :) czekam z niecierpliwością na kolejną część :) i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już masz we mnie wierną czytelniczkę. Już zdążyłam pokochać Twój styl pisania. A co do samego opowiadania: Wiele razy przewijał się wątek wyrzucenia z domu, ale jeśli mam być szczera, to jeśli ktoś pisze dobrze i tak, że to mnie wciąga, to ja takie twincesty wręcz pochłaniam. :D Sama historia zapowiada się ciekawie i podoba mi się to, jak opisałaś postać Toma, więc teraz... Teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na dalszą część!
    Także życzę weny i czasu.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest dobre! To jest mega dobre! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znowu mogę przeczytać coś twojego.
    Biedny Tomo-Tom, nawet nie chcę sobie dokładniej wyobrazić, jak musiał się czuć.
    Podoba mi się motyw Billa, jako ulicznego muzyka. Kiedyś w metrze spotkałam, raczej minęłam, chłopaka, który grał na gitarze i śpiewał. To było niesamowite, ta melodia i głos.
    Czekam z niecierpliwością na nowość, bo sama jestem podekscytowana, jak dalej potoczy się ta historia B&T.
    Przepraszam, że tak bez ładu i składu, ale już dawno niczego nie komentowałam.

    OdpowiedzUsuń